Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Drool
2007-12-03, 18:50
"W Żurominie" - odcinki
Autor Wiadomość
Smajl 
Prawa ręka mafii postowej


Wiek: 30
Dołączył: 6080 dni temu
Posty: 527
Skąd: Leszno

Punkty: 47422
Wysłany: 2007-11-09, 18:07   "W Żurominie" - odcinki

Oto pierwszy odcinek scenarzysty Smajla, proszę administrację o podpięcie tematu użytkowników o komentowanie w drugim temacie.

Odcinek Pierwszy


Pewnego za***iście słonecznego dnia, jak zwykle w Sobotę o 11 rano pod sklepem Nyquala spotkała się miejscowa elita kulturalna.

Niedłączną częścią krajobrazu Żeromina był sklep Nyquala i jego bezpośrednie otoczenie, czyli niewielki murek z boku i wielki śmienik znajdujący się nieco na zachód. Ta skromna przestrzeń była ulubionym miejscem spotkań miejscowej klasy średniej i jedynym miejscem prawdziwego życia kulturalnego w miasteczku. Pod sklepem bawili głównie Fire Dragon, Drifter Stunter, Ryan, Smajl i oczywiście Charnel, oraz Mewka, którzy znani byli z największych ambicji w imprezach libacyjnach, racząc się głownie alkoholem, oraz alkoholem. Dawniej pod sklep zaglądał jeszcze Shark, ale zniknął w tajemniczych okolicznościach kilka lat temu, legenda mówi, że zażył Esperal i prowadzi teraz zupełnie nowe życie gdzieś na Śląsku, nie zdradzając nikomu prawdy o swojej Żeromińskiej przeszłości.

5 minut później, gdzieś w pobliżu Żeromina jechał autobus. Siedziała w nim tajemnicza postać, która nazywa się Master. Krążyły plotki, że wynajął dom po Sharku - dom, który mieścił się 200 metrów od stadionu. Po kilku minutach autobus zatrzymał się na przystanku w Żerominie, 100 metrów od sklepu Nyquala. Master miał bardzo sprytny plan, mianowicie chciał szybko zakolegować się z mieszkańcami miasteczka. Nie stronił on od alkoholu, więc chciał postawić kolegom flaszkę. Zmierzał więc on w kierunku sklepu...

Pod sklepem było głośno i radośnie jak co dzień, ale jak pod sklepem, tak w życiu - są momenty lepsze i gorsze. Ten akurat moment był jednym z tych najlepszych. Chłopaki po spożyciu piw i tanich win w ilości, która mogłaby powalić średniej wielkości miasto przechodzili do sedna sprawy, czyli do kupna pierwszej dzisiejszego popołudnia wódeczki. Drogą losowania na wycieczkę do sklepu wybrany został Charnel, który dzierżąc dumnie garść uzbieranych monet wszedl do środka tuż przed Masterem. Bez słowa rzeźnik wskazał palcem na jedną z butelek na półce, po czym wysypał górę monet na ladę Nyqual przeliczył należność i chcąc zrobić dobre wrażenie na nowoprzybyłym spytał kulturalnym tonem stojącego za Charnelem Mastera w czym może pomóc, ten chcąc nieco przybliżyć się do lady zrobił energiczny krok i przypadkowo trącił obracającego się w kierunku wyjścia Charnela, który trzymał przy sercu, niczym największy skarb świeżo zakupione 0,7 wódki "Zgon". Dla Charnela moment gdy piękna, smukła, oszroniona i połyskująca w blasku sklepowych jarzeniówek butelka spadała w kierunku podłogi zdawał się trwać całą wieczność. Najgorsza była bezsilność. Butelka srebrzystego napoju nieubłaganie zbliżała się do końca swojej egzystencji, a Charnel nie mógł nic na to poradzić, nie mógł krzyczeć, ani rzucić się jej na ratunek, chciał ale wiedział, że jest już za późno a 0,7 litra i wszystkie piękne rzeczy w które mogły się zamienić odchodzą bezpowrotnie.

Trzask.

Mimo, że na zewnątrz dźwięk był ledwo słyszalny Fire Dragon, Drifter_Stunter, Smajl i Mewka przed sklepem zerwali się na równe nogi. Każdy z nich znał ten dzwięk, słyszeli go nie raz, zarówno na jawie jak i w najgorszych koszmarach, gdy budzili się z krzykiem koło kontenerów do sortowania surowców wtórnych, albo na zapleczu rzeźni Charnela, nie wiadomo czy jeszcze pijani, czy jeszcze trzeźwi. Dźwięk był jak cichy zabójca, który z nienacka zjawiał się wbijając się niczym zardzewiały sztylet prosto w serce, kiedy śiedziałeś szczęśliwy na murku popijając piwko, i czekając na dalsze atrakcje.
Master z przerażeniem obserwował Charnela, a Charnel z przerażeniem obserwował roztrzaskaną na podłodze butelkę, która zdawała się krwawić. Jego twarz z początku blada jak ściana przybrala po chwili kolor czerwony, a następnie fioletowy. Gdy z wolna podnosił na Mastera zamglone furią oczy do sklepu wbiegli Drifter Stunter, Smajl, Mewka i Ryan, który był abstynentem ale nigdy nie odpuścił sobie okazji do [cenzura] komuś w mordę. Fire Dragon wbiegł nieco później, bo akurat żona krzyczała do niego z okna żeby kupił ogórki i żeby ogólnie jej nie [cenzura]. Master nie zdążył wypowiedzieć ani słowa kiedy prawy sierpowy wbiegającego Ryana posłał go efektownym lotem na stojak z chipsami, który złamał się jak zapałka.
- Jezus Maria, nie w sklepie - Nyqual próbowal przenieść ciężar walki na zewnątrz, ale w ferworze ciosów, kopniaków i przekleństw jego głos niknął, a żądna zemsty Żeromińska elita towarzyska tylko przerzucała Masterem po sklepie demolując koszyki z jabłkami, regały z ryżem i makaronem iv lodówkę z napojami alkoholowymi. Fire Dragon był najbardziej wściekły, gardził ludźmi, którzy chcąc podbudować swoje ego atakowali niczego się niespodziewające butelki z wódką, które nie mogą się bronić.
- Jesteś mocny? Jesteś wielki? Co ona ci zrobiła? - Drifter krzyczał przez zaciśnięte zęby i zapamiętale przytrzaskiwał głowę Mastera drzwiami od lodówki. Po chwili gdy Master przestał się ruszać skulony obok mrożonek, należało poszukać rekompensaty strat moralnych. 37 złotych w portfelu pobitego było jak znalazł, panowie zakupiwszy zastępczą flaszkę opuścili lokal, a Nyqual złapał za miotłę i szufelkę. Jakiś przypadkowy, pełen miłosierdzia do bliźniego przechodzień, zapewne streem, albo Yama zabrał nieprzytomnego Mastera do Żeromińskiego szpitala gdzie dyżur miał doktor DeadMan.

Koniec odcinka pierwszego.
 
 
     
Smajl 
Prawa ręka mafii postowej


Wiek: 30
Dołączył: 6080 dni temu
Posty: 527
Skąd: Leszno

Punkty: 47422
Wysłany: 2007-11-09, 21:59   

Odcinek drugi

DeadMan był znanym w Żerominie lekarzem, miał zrobione aż dwa semestry studium medycznego w Wasiutach i wiedział o co biega, w mig zdiagnozowal u Mastera wstrząs mózgu, niewielki krwotok wewnętrzny i kilka starych ran, między innymi rozerwanie odbytu Lubił też zarajać blanta i zasnąć na dyżurce, więc Master został pozszywany trzęsącymi się rękami pani stażystki i następnego dnia zwolniony do domu.



Rachet w swoim Polonezie podśpiewując pod nosem "umbrella, ela ela, e e..." jak co dzień jeźdźił spacerowym tempem po ulicach Żeromina, myśląc że w ten sposób wzbudza u mieszkańców przed mundurem policjanta i poszanowanie dla litery prawa, kiedy przed oczami ukazał mu się zmasakrowany Master kuśtykający po schodach szpitala. Rachet zatrzymał swój samochód i wysiadł. Za młodych lat był tajnym współpracownikiem o kryptonimie "Szalony Kapelusznik" a później wieloletnim funkcjonariuszem ZOMO, więc lubił wiedzieć co dzieje się na jego terenie.
- Moje uszanowanie, pan Master jak mniemam?
- Tak, z kim mam przyjemność?
- Komisarz Rachet, Żeromińska Stołeczna Komenda Policji.
Master lekko się zatrząsl, przyjechał tutaj 3 dni temu i już policja wie kim jest?
- Rozumiem pańskie zdziwienie. To niewielka społeczność, wszyscy się znają, przyjazd kogoś obcego jest dla nich jak wiadomość na pierwszą stronę. Kto pana tak urządzil, może chce pan złożyć doniesienie?
Rachet wymownie spoglądał na fioletową banie, która jeszcze wczoraj była twarzą Mastera.
- Yyyyy, nie panie władzo, yyy, szedłem... tak, szedłem...gdzieś, potknąłem się o coś i wpadłem...eeeee na coś
-Rozumiem, gdyby jednak przypomniał pan sobie jak to coś wyglądało proszę dać mi znać, tutaj porządku pilnuję ja i wymagam poszanowania dla prawa.
- ORDNUNG MUSS SEIN! - radziuinblack, który akurat przechodził obok wykrzyczał swoje trzy grosze i poszedł dalej.
- Na tego prszę uważać - Rachet skinął głową w kierunku odchodzącego radzia - przywódca miejscowych skinheadów i lider faszyzującego zespołu black-death-satan-metalowego "Miecz Chrobrego". Obowiązki wzywają, miło było pana poznać. Rachet po krótkiej walce z kluczykiem i niewielkich problemach z zapaleniem odjechał a Master udał się prosto do Skamera. Okazało się, że to Skamer polecił mieszkanie Sharka Masterowi.

Otworzył spróchniałą bramę kamienicy, wszedł po rozsypujących się schodach na najwyższe piętro i zapukał w odrabane i pomalowane sprayami drzwi. W tle było słychać kroki, upadające butelki i ujadanie psa aż w końcu drzwi otworzyły się.
- Siemasz.
- Siemasz. Wyglądasz, jakbyś wpadł pod pociąg - Skamer zaśmiał się, gdy zobaczył fioletowo - zieloną, opuchniętą twarz Mastera i jego podbite lewe oko, ja które nic nie widział przez gigantyczną śliwę.
- Zamknij się. Straciłem mnóstwo czasu i chyba nie udało mi się zrobić dobrego wrażenia pod sklepem.
- Masz jakiś pomysł? Słyszałem, że jesteś świetnym stoperem, ale żeby dostać się do drużyny zawodnicy muszą cię polubić.
- Chyba będę musiał spróbować jeszcze raz, teraz kupię skrzynkę wódki, proste rozwiązania są zawsze najlepsze.
- A ja powiem, że jesteś w porządku chłop, żałujesz tego co się sało, damy Yamie dwie dychy, a on niby mimochodem wsponi, że spowiadałeś się u niego ze zbrodni przeciwko wódce. Mogę też powiedzieć, że kiedyś mówili o tobie w Teleexpresie, bo lądowałeś na izbie wytrzeźwień rekordową ilość razy. Na pewno cię polubią.
- No cóż, chyba nie mam innego wyjścia - czas działać. Pójdę do biedronki i kupię wódkę, a ty już tam do nich idź, żeby nie było, że jesteśmy w zmowie.


Kur*a jego pier*olona w dupę [cenzura]*na mać. Ku*wa dupa ch*j ch*j kut*s ci*a ja pie*dole! - Mewka miał już dość kapsli z napisem "spróbuj jeszcze raz" - od 3 miesięcy promocji piwa "Patriota" nikt we wsi nie znalazł kapsla wygrywającego piwo.
- Ja czuję, że teraz mi się poszczęści - radziu otworzył butelkę okiem, ale za moment wyrzucił kapsel z niesmakiem.
- Ja jeszcze nigdy nie wygrałem, a od jakiegoś czasu w paczkach szlugów można wygrać jakąś nagrodę. - Ryan zaglądał uważnie do pustej paczki "Popularnych" jakby miał nadzieję, że od tego pojawi się w niej jeszcze kilka papierosów.
- Uwaga! Grzesznik na godzinie dwunastej, zbliża się! - Yama, który po drodze na plebanię przysiadł na chwilę pod sklepem wskazał głową na Smajla, będącego właśnie w trakcie rozwodu.
- Ej, siemasz Smajl!
- Witam.
- Jak sytuacja na froncie?
- żona mówi mi, że bierze dzieci, psa, meble, mikrofalówkę i telewizor. Musiało ją mocno poje*ać jeśli myśli, że oddam jej telewizor.
- Tak to jest z babami, dlatego nigdy, przenigdy nie wyjdę za mąż. - Ryan miał swoje zdanie na każdy temat.
- Patrzcie kto idzie! - Rozmowy umilkły a wszystkie oczy skierowały się na Mastera nadchodzącego ze skrzynką wódki.
- Jezus Maria! Jezus Maria! Czy to wyborowa!? O k*rwa, o k*rwa! - Charnel nie wierzył własnym oczom.
- Chciałem wszystkich przeprosić, wiem że zachowałem się skandalicznie i zasługuję na pelne potępienie.
Master postawił ostrożnie skrzynkę.
- Bierzcie i pijcie z tego wszyscy! - Yama rzucił się na wódkę jak biskup na ministranta. Ryan jako abstynent nie dawał się kupić wódką, Master wyciągnął z kieszeni jakiś kartonik i zapytał - Nie zgubiłeś przypadkiem rocznego karnetu na siłownię "Puchatek" w Ślipkach Górnych? Oczy Ryana zaświeciły się jak jarzeniówki. Toastom na cześć Mastera nie było końca, flaszki pękały jedna za drugą, Nyqual donosił ze sklepu śledzie, Yama obrzygał sobie sutannę na plecach, a mieszkańcy okolicznych budynków przyzwyczajeni do tego typu imprez pozamykali okna. Master kilkakrotnie chodził się odlać, za każdym razem w inne miejsce, rozglądał się uważnie i mierzył wszystko wzrokiem. Około północy zostawili rozbawionych biesiadników i poszli do Skamera.


Następnego dnia Master umówił się z gęsiorem, sponsorem drużyny i Smajlem - czyli trenerem na negocjowanie kontraktu przy zimnym piwku. Oprócz nich na murku siedział tylko Fire Dragon, który po nocnej zmianie w fabryce cementu wpadł na piwko, albo siedem i trochę przysypiał - perfekcyjne warunki do działania. Smajl był już na miejscu od 15 minut, trzeźwy jak świnia, co odrobinę utrudniało mu widzenie, nie pamiętał już jak to jest widzieć tyle szczegółów na raz. Po piętnastu minutach skończyli negocjacje, Master mógł przychodzić na treningi, Smajl wywiesił plakat na szybie sklepu o pierwszym treningu przed zbliżającym się sezonem, po czym poszedł do domu. Gesior postanowił również pojechać do domu. Master został sam. Usiadł na murku i otworzył piwo a syczący dźwięk otwieranej butelki obudził Fire Dragona.
- Uffff... jaki dzisiaj dzień?
- Czwartek.
- A co się stało z wtorką i środem? Znaczy wtorkiem i środą?
- Nie wiem, chyba przepadły. Bardzo przyjemne to wasze miasteczko, ludzie mili.
- Ta. My tu jesteśmy jak jedna wielka ku*wa jego mać rodzina.
- Kto to jest? Master wskazal na człowieka, który szedł, machając rękami i nogami we wszystkie strony i wydawał jakieś nieartykułowane dźwięki.
- To Pumpkin. Mieszka u Mewki, myśli, że jest poł-mrówkojadem, pół-samicą rozpłodową jelenia szarego
- Interesujące... Master przysłuchiwal się oddalającemu się "uga uga bwwrrrrrr uga uga"
Po krótkiej chwili Fire Dragon poszedł do domu, a Nyqual zameldował, że skończyło się piwo. Chwilę później nadszedł Mewka z winem "Shogun", a potem radziu z winem "AK-47" i zaczęli debatować które będzie lepiej pasować do krakowskiej podsuszanej z masarni Charnela, który również miał się niedługo pojawić. Master wiedział to i owo o radziu, płatnym mordercy nad którym ciążył wyrok śmierci z czasów ZSRR.
Mewka dojrzał na szybie sklepu Napis " trening 15:00 czwartek, nie spoznic sie i byc trzezwym". - ku*wa mać dzisiaj trening, nie będzie chlania.
Master chciał zmienić temat i zwrócił się do radzia:
- To prawda, że jesteś neofaszystoskim płatnym zabójcą? - radziu w ułamku sekundy wyjął dwa Colty z dokręconymi tłumikami i wycelował prosto w głowę Mastera a ten momentalnie zlał się w gacie.

Koniec odcinka drugiego.
 
 
     
Drool 
Ja tu tylko sprzątam
...i wynoszę śmieci!



Wiek: 31
Dołączył: 6575 dni temu
Posty: 1530
Skąd: Łomża

Punkty: 666667056
Wysłany: 2007-11-10, 18:30   

Tak, wiem. To mój pierwszy odcinek, nie umiem pisać opowiadań, nie mam pomysłów. Ale coś napisałem i bynajmniej da się to nawet przeczytać, więc zapraszam do lektury.

Odcinek trzeci

Master obudził się. Następnego ranka. A przynajmniej tak mu się wydawało. Skądś znał to miejsce… Prawie biały sufit (był on może śnieżnobiały, jednak biorąc pod uwagę fakt, że tylko w niewielkiej, jego otynkowanej części...), ściany z łóżkami szpitalnymi pozostałymi po szpitalach wojskowych z II wojny światowej z rdzą, która zdawałaby się przetrwać więcej od jego pradziadka… Widok stażystki z jak zwykle trzęsącymi się rękami upewnił go – był w szpitalu. W szpitalu? Ale jak on się tu znalazł… Próbował przypomnieć sobie dlaczego i jak udało mu się tu trafić. Postanowił zapytać się stażystki. Jednak zanim udało mu Się namierzyć jej lokalizację napotkał dość znany widok. Był to jakiś punk… Punk… Chyba… „Punk!” – mimowolnie wrzasnął. Tak, już wszystko pamiętał. To dzięki niemu stracił przytomność wczorajszego dnia. Jak widać, pytanie się go o przynależność do neofaszystowskich zabójców (które najprawdopodobniej było trafne) było nienajlepszym posunięciem… Przytomność odzyskał jednak dopiero po zorientowaniu się która była godzina. 14:30. Więc jednak nie był to ranek. Możnaby powiedzieć, że dało się słyszeć ciche „Ku*wa” pod nosem. Zapowiadało się, że nie wystąpi na najbliższym treningu. A tak chciał zaimponować innym…

Trener drużyny, Smajl, okrążył boisko wielokrotnie podczas 30-minutowego oczekiwania na drużynę i obmyślania nowych, skuteczniejszych taktyk. Wreszcie, zauważył pierwszą sylwetkę wyłaniającą się zza horyzontu. 1 osoba, 2 osoby, 3, 4, 5… 10. Była już godzina 15.00, a jednak nadal brakowało jednego zawodnika. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby ktokolwiek spóźnił się na trening. Wszyscy zebrali się na środku boiska. Oczy trenera mówiły same za siebie. Drużyna dała radę odpowiedzieć tylko: ‘nowy’ – i już wszystko było jasne. „Więc nowy najwyraźniej olewa swoje nowe obowiązki?” – puścił w powietrze trener. Zanim wszystkim udało się wywołać następną awanturę o jego stosunku do wódki – a teraz i piłki nożnej, Charnel spróbował uciszyć atmosferę:

- Alllleee….. b-bbooo onnnn…
- A ty znowu nachlany? Pisało wyraźnie, być trzeźwym. Chyba, że byłeś zbyt upie**olony, żeby cokolwiek przeczytać. Koniec tego dobrego, grzejesz ławę. – odpowiedział Smajl.
- Jjjjaaa? – próbował odpowiedzieć Charnel, z marnym skutkiem.
- Ale panie trenerze! – wciął się Nyqual. „Bo Master godzinkę temu zadał Radziowi dość osobiste pytanie i… ten się lekko… no… wzburzył. No i… nie musiał nawet go zaje…. no.. uderzyć, a ten już się spie…. upadł. No i w szpitalu leży.
- No to widzę, że mają stałego pacjenta… A o co Cię spytał Radziu jeśli można wiedzieć?
- Ee… to nieważne – powiedział radziuinblack z chytrym uśmieszkiem.
- No dobra, no to zaczynamy bez niego. Masz szczęście Chanel, wchodzisz na jego miejsce…
- Zaje**ście!
- Nie przerywaj mi ku*wa! Nie bądź taki podniecony, bo potem będziesz musiał wytłumaczyć mu całą taktykę, bo dzisiaj wprowadzimy nową. A jak pomylisz choćby jedno słowo… No, to gramy tak: Streem stoi na budzie, Drool z Yamą – obrona, Master – a chwilowo Charnel i Radziu jako stopper-killer, pomoc: rachet, silverus, ryan i nyqual. No a atak oczywiście atak: Dogger i Mewka. Chyba wszystko pamiętacie, nie mam co powtarzać?
- Nooo… zzo jja maam robiź? – zapytał najwyraźniej nadal nieświadomy Charnel
- Zamknij się albo tak ci zapie**olę, że twój stary nie pozna twoich je**ących gó*nem zwłok.

Charnelowi, mimo dość osłabionego zmysłu kontaktu ze światem, od razu pobladła mina. Wiedział co oznacza, kiedy trener jest zdenerwowany. A skoro jest już dość poważnie wku*wiony… Trening obserwować przyszli wszyscy, którzy byli wystarczająco trzeźwi, aby znaleźć do jego drogę - tak więc bez zdziwienia na trybunach nie pojawił się nikt. Mimo to, morale drużyny były naprawdę świetne nie licząc jedynie dość chwiejnego Charnela, który właśnie podnosił się po drugim już poślizgnięciu się na piłce która wyraźnie zdawała się znacznie przeszkadzać mu w grze. Drool, mający już doświadczenie w tym, jak wyglądają mecze ku niezadowoleniu Smajla wziął ze sobą całą torbę „napojów energetyzujących”, które może i nie ułatwiały wszystkim gry, jednak powodowały, że była ona znacznie ciekawsza. Tak czy inaczej, o godzinie 17.00, po 2 godzinach spędzonych głównie na degustacji „napojów energetycznych” zawodnicy nie byli w stanie utrzymać się na boisku (bynajmniej nie ze zmęczenia). Pod koniec, nawet sam trener uległ magii „magicznego płynu”.

Wracając powoli do domów, wyśpiewując kolejno najpopularniejsze pieśni biesiadne, natknęli się na coś dziwnego. Na początku mieli wrażenie, że to działanie ich ulubionego napoju, jednak halucynacja nie mogła być na tyle rzeczywista, aby do niej wpaść, co przytrafiło się właśnie omawiającemu temat Charnela i jego dzisiejszego „tańca na piłce” Streemowi. To naprawdę była pokaźna dziura. A najdziwniejsze, że coś w niej leżało…

Koniec odcinka trzeciego
 
     
Smajl 
Prawa ręka mafii postowej


Wiek: 30
Dołączył: 6080 dni temu
Posty: 527
Skąd: Leszno

Punkty: 47422
Wysłany: 2007-11-27, 19:10   

Odcinek Czwarty


- AŁAAA ZŁAMAŁEM NOGEEEE RATUNKU!!
- KU*WA, debil jesteś i tyle, jak można wpaść do pieprzonej kanalizacji?
- NIEE WIEM! ALE WYCIĄGNIJCIE MNIE, PROSZE!!


Po dwóch godzinach główkowania zawodnikom udało się wyciągnąć streema. Okazało się, że ma złamaną nogę.

Dwa dni później. Na treningu.

- Witam, mamy problem. Bardzo poważny problem. streem złamał sobie nogę. To jest wielki pieprzony ku*wa problem. Nie mamy bramkarza, nie mamy Doggera, który wyjechał na pogrzeb babci, Master jest kontuzjowany, a za trzy dni mamy pieprzony mecz o awans do ligi okręgowej!
- Tre..tree..treneru
- Charnel? Znowu piłeś?
- Nie piłem.
- Przyznaj się. Piłeś.
- Nie piłem.
- Powiedz "gibraltar"
- Gii...giiib..gii...PIŁEM!!
- Przykro mi to mówić, ale musisz wyjść. Nie dopuszczę do sytuacji z przed ostatniego tygodnia. Zawieszam cię do następnego meczu.
- Ale..
- WYPIERDA*AJ!!
Charnel momentalnie zmienił zdanie i stwierdził, że trener ma rację. Poszedł do szatni.
- No więc, na czym skończyłem? Aa, trzeba skołować bramkarza i wprowadzić rezerwowych.
- Trenerze, Skamer stał na bramce w Acapulco. - odezwał się Drool
- W Acapulco? To czemu nigdy nie widziałem go w akcji? Przecież to gdzieś w Afryce to Acapulco.
- Eee, nie, to klub nocny w Gtasajtowie. - odezwał się nieśmiało Skamer
- Tak czy inaczej, masz duże doświadczenie. Będziesz bramkarzem.
- No więc. Dopóki nie znajdziemy porządnego bramkarza skład będzie wyglądał tak: bramka: Skamer, obrona: Drool, Yama, radziu i z ławki psmastereq, pomoc: rachet, silverus, ryan i nyqual, a atak: mewka i zamiast Doggera z ławki wejdzie...jak mu tam...Michu.
- JEEEES, JES JES!! - krzyknął Michu.
- Dobra, trenujemy panowie!

Po dwóch godzinach morale zespołu były znakomite. Drużyna ostro pracowała i Smajl postanowił wynagrodzić im to. Poprosił Nyquala, żeby otworzył sklep i urządzili libację alkoholową. Zaproszono też managera G7 i posła Driftera Stuntera. Pojawiła się też Kathrine. Kukiel przyszedł ze swoją nową dziewczyną, która właśnie skończyła gimnazjum. Miała na imię Adixianna. W podstawówce znana była z tego, że się puszczała. Ogółem, pojawiła się cała wieś.

Dzień przed meczem.


Była słoneczna sobota. Ptaki ćwierkały, wiatr lekko poruszał gałęziami przydrożnych drzew, a na drodze, tuż obok remizy powoli zbierali się ludzie. Stary ogórek prychając i dmuchając czarnym dymem z rury podjechał od strony kościola i zatrzymał się koło grupki osób. Za jakiś czas podjechał tuż za autobus zielony polonez, z którego wysiadł Rachet ze Smajlem. Następnie swoim czarnym BMW z 89 roku podjechał Ryan. Z samochodu wydobywał się znany w całym Żurominie jeden i ten sam bit. Ryan zatrzasnął drzwi i spojrzał w kierunku kościoła, zdradzając, że kogoś oczekuje. Po kilku minutach krzyknął "sołtys jedzie". I przyjechał sołtys. Przystrojony w barwy Bayernu Monachium ciągnig furkotał i turkotał. Wszystkie rozmowy, z powodu nie tyle przyjazdu sołtysa, co hałasu, jaki temu towarzyszył, zostały przerwane. Drool, sołtys w Żurominie wyłączył, po błagalnych gestach skacowanych Fire Dragona i Mewki, silnik ciągnika.
Kiedy wszyscy się zerali cała karawana z ogórkiem na czele ruszyła w stronę Włoszczowej. W momencie kiedy przejeżdżali przez wieś zobaczyła to Keeperka, i zagadnęła do swojej najlepszej przyjaciółki, Kathrine.
- Jedziesz na mecz?
- Bo ja wiem? Chyba tak. Kukiel bardzo chce. - odparła Kathrine, wzruszając ramionami i nie przerywając piłowania paznokci.
- Ja jadę. Muszę zobaczyć Skamera w akcji. To ich ostatnia szansa.
- Szansa? Na co? - wybuchnęła śmiechem Kathrine.
- Zawsz taka byłaś. Nigdy ich nie doceniałaś - odparła Keeperka i zamknęła skleb, który należał właśnie do Nyquala i dodała po chwili. - Ja jadę. Gesior mnie zabiera swoim busem.
- Mnie miał zabrać Kukiel, ale nic z tego.
Dziewczęta wymieniły jeszcze ze sobą parę płytkich i nieznaczących słów i ruszyły każda z osobna do swojego domu.

Włoszczowa zasłynęła z nowego stadionu, z nowego peronu, na którym zatrzymuje się ekspres i wicepremiera Przemysława Edgara Gosiewskiego. Cóż więcej można powiedzieć o Włoszczowej? Chyba nic, szczególnie dopóty, dopóli PiS nie został u władzy nigdy o Włoszczowej nikt nie słyszał. Ogórek zatrzymał się trzysta metrów przed stadionem. Niewielki tłum kibiców FC Włoszczowa gromadził się przy wejściu na trybuny, a drużyna StopKiełka powoli, każdy ze swoją siatką - reklamówką przemieszczała się z pojazdów wielośladowych ku szatni.
- Patrzcie! Nawet plakaty wywiesili! - powiedział radziu do reszty zespołu.
- Faktycznie. E, co tam jest napisane? - zapytał mijając plakat Ryan
- "Mecz o awans do klasy okręgowej - FC Włoszcowa kontra StopKiełek Żuromin, godzina 16." - przeczytał płynnie Rachet.
- Ja pier*ole, ale robią z tego halo - wymamrotał trzymając kufel w ustach Charnel.
- Te Rzeźnik, nie chlej tyle, bo zadyszki dostaniesz! - krzyknął ktoś z drugiej strony ulicy.
Kostek wychylił kufel do końca i rzucił w stronę krzykacza. Kufel rozbił się niedaleko od nóg kibola FC Włoszczowej
- A gdzie nasi kibole? - zapytał się spokojnym głosem Smajl
- Jadą, jak przyjadą, to gówno spalą - powiedział Ryan.
Skręcili i weszli w bramę stadionu. Powitał ich przygarbiony pan o siwych włosach i wskazał drogę do szatni. Drużyna w swoim nietypowym składzie podziwiała pięknie odremontowany stadion we Włoszczowej. Szatnia miała wszystko - od ławek, wieszaków po prysznic i kibel, czego nie zauważył Mewka i zwyczajowo odlał się za otwarte drzwi. Nikt jednak nie zwrócił mu uwagi. Trener StopKiełka usiadł pod tablicą i zapalił jointa. Zawodnicy zaczęli się przebierać. Była piętnasta Po dwudziestu minutach do szatni wszedł z kwaśną miną sponsor StopKiełka - Gesior.
Drapiąc się po głowie zaczął przemawiać:
- Panowie, nie jest dobrze. Dostałem propozycję.
Wszyscy podnieśli głowy, a Smajl zgasił jointa i wstał.
- Jaką? - zapytał Drifter.
- A taką, że dają nam pięć kafli i przegrywamy.
Nikt nic nie mówił. Każdy z nich miał inną odpowiedź na tę propozycje. Drifter myślał, że w sumie niezła kasa, ale gdyby każdy ją na głowę dostał. Ryan nic nie myślał, prócz ile pornoli można kupić u gesiora za ten szmal. Radziu i Rachet omawiali to i oboje mieli wspólne zdanie, że meczu za taką cenę sprzedać, po prostu, nie można. Natomiast Mewka puścił oczko w kierunku Gesiora i był skłonny oddać mecz. Charnel nie miał wyrobionego zdania. Zrobi to, co nakaże reszta. Smajl był przeciwny i coraz bardziej czuł wstręt do Włoszczowej, miasta PiS'u którego go tak bardzo zawiodło po wyborach.
- Panowie, nie ma co debatować. Przyjechaliśmy po awans i c*uj nam mogą zrobić. Wynik rozstrzygnie się na boisku, a jak ktoś ma inne zdanie, to niech lepiej nie wybiega na murawę. Nie teraz, nie dziś, ku*wa, kiedy jesteśmy tak blisko. Mogą sobie te pięć kafli wsadzić - powiedział na jednym wydechu Smajl i gdy skończył od razu zapalił jointa.
Rachet i radziu pokiwali głową, a Yama wstał i poklepał "prezesa" po plecach i rzekł:
- Nie ma bata. Mogą nam skoczyć Gramy o awans. Wtedy, panie prezesie, zaczniemy się bawić w ustawianie meczów.
Prezes zrobił grymas i nic nie odpowiedział. Tylko on wiedział, że propozycja była o wiele większa, ale pazerność Gesiora nie pozwoliła mu powiedzieć prawdy. FC Włoszcowa proponowała dwadzieścia kafli na głowę.
- Pan prezes niech uda się na trybunę - powiedział z przekąsem Smajl.
Gdy drwili z Gesiora nazywali go prezesem. On tego nie wiedział. Czuł się dumny, gdy tak mówili. Oni podwładni, on prezes. "Ale co ze mnie za przeze, jak się mnie nie słuchają?" - pomyślał Gesior wychodząc z szatni.
Idąc na trybunę Gesior myślał tylko o pieniądzach. Kiedy zajmował miejsce zadzwonił telefon.
- No i jak? - powiedział głos w słuchawce.
- Odpada - odpowiedział Gesior i wyłączył telefon.
Obok niego siedziały już dzi*ki z burdelu. Prezes spoglądał w stronę kibiców z Żuromina. Podpici stali po lewej stronie, za bramką, przy której rozgrzewali się piłkarze z Żuromina. Zadyma wisiała w powietrzu...
Kiedy obie drużyny się rozgrzewały spiker na stadionie powitał w te słowa wicepremiera Gosiewskiego:
- Powitajmy serdecznie naszego króla złotego, zbawcę, jednynie słusznego obywatela Włoszczowej, przedstawiciela jedynie słusznej władzy wiceeeepermieraaaa Przeemysławaaa - tu chwilę się zawahał - Gosiewskieeeegooo!!!
- O w mordę, co za cyrk - powiedział Mewka i splunął.
- Dokładnie. Jarmark, kur*a jego mać - odparł Ryan, który niczym mała wisiał trzymając się rękoma poprzeckę i wymachiwał w tył i w przód nogami.
- Co jest panowie! - ryknął Smajl - zbierać dupy i rozgrzewać się.
- Tak jest! - odezwało się parę głosów.
Słońce prażyło delikatnie w tę czerwcową pogodę Na chwil parę przed meczem na stadion weszła Kathrine z koleżanką i usiadły koło już będącego od dawna Driftera Stuntera i Kukiela, który dostrzegł także na trybunach Mastera. Za bramką, gdzie wisiał Zet, a po lewej stronie od trybuny głównej zebrała się grupka Hools'ów Stopkiełka. Wśród nich był największy zadymiarz Raziel, którego zawsze prowokował jego kolega z pracy Markes. Co więcej, obaj nie przekroczyli magicznego progu dorosłości i byli postrachem wszystkich stadionów w tej klasie rozgrywkowej Hoolsi StopKiełka nosili miano "Zabójczych Małolatów". Nigdy jednakże nie udało się udowodnić Markesowi, że to on zabił kibica LZS-u Zimne Wódki. Ale to nieistotne...
... gdyż zabrzmiał gwizdek sędziego Devila.
- Czemu ten bęcwał znowu sędziuje? - zapytał silverus swojego trenera.
- A ja wiem? Pewnie Gosiu tego chciał - odparł trener i pogonił do gry silverusa.
Przez pierwsze piętnaście minut były istne piłkarskie szachy. Obie drużyny bały się odkryć. W ataku StopKiełka nie błyszczał ani Mewka, ani Michu, Obrona zaś spisywała się najlepiej - z filarami Drólem i Yamą, oraz lewym obrońcą psmasterqiem, oraz radziem zwanym "kosą". Pomoc jeszcze nie była poukładana. Po lewym skrzydle jakoś niemrawo biegał silverus. W środku niezbyt dobrze rozgrywał Rachet z Nyqualem,a z prawej stronie Ryan bardziej przyglądał się nowej dziewczynie z burdelu Gesiora niż grze...
...ale przyszedł przełom. Lewą stroną w dwudziestej minucie przedarł się silverus, i pięknie, niczym Kosowski z lat gry w Wiśle podał do wychodzącego na pozycję Micha, który niczym Kluivert musi mieć najpierw dziesięć akcji, by trafić do bramki. PIłka omsknęła się z nogi Micha i traf tak chciał, że wleciała pod nogi zagapionego Ryana, którego od tyłu zmiótł na murawę zawodnik FC Włoszczowej. Sędzia odgwizdał wolnego. W takich sytuacjach rzuty wolne wykonywał zazwyczaj Yama, albo Dról, ale Dról jako kapitan był tak wściekły na Ryana za gapiostwo, że kazał mu wykonywać rzut wolny. Ten bezmyślnie wbił piłkę w pole karne, a tu znalazł się Mewka i z pięciu metrów wbił piłkę do siatki. Czarnowąsy prowadziły 1 do 0. Stadion ucichł. Słychać było tylko pisk Gesiora i jego dziewczynek. Do końca pierwszej połowy FC Włoszczowa odbijała się od podwójnej gardy obronnej Żuromina.
W przerwie pomiędzy drużyną FC Włoszczowa a StopKiełkiem Żuromin doszło do awantur. Zaczęli kibice przyjezdni, którzy nad sobą zamieścili flagę z napisem: "Edgar Ty Ch...". Tego nie wytrzymali kibice z Włoszczowa, gdyż obraza naszego wspaniałego wicepremiera musiała się liczyć z taką reakcją Dwudziestu mężczyzn ruszyło przez boisko w kierunku kibiców StopKiełka. Niestety, wśród kibiców StopKiełka znajdowali się najwięksi chuligani w klasie rozgrywkowej i oni ruszyli wraz z paroma sobie równymi na kibiów FC Włoszcowa z kamieniami, kijami, nożami i mieczami samurajskimi. Zmasakrowanych kibiców FC Włoszczowa odwiozła policja. Nie udało się zatrzymać kibiców z Żuromina, którzy w momencie pojawienia się policji rozpłynęli się w powietrzu.

Po przerwie, zawodnicy obu drużyn stworzyli wspaniałe widowisko. Zmuszeni do atakowania zawodnicy z Włoszczowa ciągle nadziewali się na kontry wyprowadzane przez skrzydłowych StopKiełka - Ryana i silverusa. W ataku nie brylowali Mewka i Michu. Cóż z tego, jeśli wystrczyło iż raz przyłączył się Yama i wykorzystał jedno z podań skrzydłowych. Od 63 minuty było 2 do 0 dla Żuromina. Niestety, błędu w stylu Jerzego Dudka z meczu Polski z Łotwą nie ustrzegł się Zet i na dziesięć minut przed końcem najlepszy zawodnik z Włoszczowa - notabene powinowaty z Edgarem Gosiewskim - strzelił na 1 do 2. Emocje w końcówce, mnóstwo błędów po obu stronach i nic poza tym. W 95 minucie rozbrzmiał, ku radości Żurominian, gwizdek śedziego Devila. Żuromiński StopKiełek awansował...Libacji nie było końca...

Niestety z porażką FC Włoszczowa nie mógł pogodzić się P. E. Gosiewski, który po powrocie do Warszawy spotkał się ze Zbigniewem Ziobro i premierem Rzeczypospolitej Jarosławem Kaczyńskim. Na tym spotkaniu ku zdziwieniu dwóch pozostałych uczestników Przemysław zaczął wynurzać się, jak to mu źle po porażce FC Włoszczowej. Zbigniew poklepał go po ramieniu i powiedział:
- Nie martw się. Może Ty masz za krótkie ręce, ale ja nie mam. Mam kolegów tu i tam, których podsłuchiwałem podczas studiów, więc mam na nich haki, a znasz zasadę – nie pomogą, to ich CBA zgarnie. Już się nie martw, coś wymyślę.
- Dobra Panowie – przerwał Kaczyński i dodał – nie czas teraz się bawić w futbol. Musimy znaleźć lub stworzyć układ, bo kurde, notowania lecą nam w sondażach!
- Panie premierze, niech Pan się nie martwi, to się zrobi – odparł Ziobro.
Tajemnicą poliszynela pozostanie to, kto przyłożył się do nastroju, jaki zapanował w Żurominie...

Koniec Odcinka Czwartego.
 
 
     
Smajl 
Prawa ręka mafii postowej


Wiek: 30
Dołączył: 6080 dni temu
Posty: 527
Skąd: Leszno

Punkty: 47422
Wysłany: 2007-12-03, 18:48   

Odcinek Piąty


Dwa tygodnie po meczu z Włoszczową...

Był ciepły letni wieczór. Przed sklepem u Nyquala w blasku czerwonego, do niedawna jeszcze gorejącego słońca, czterech mężczyzn popijających piwo "Dragon" siedzących wokół plastikowego stolika, znad którego unosił się dym papierosów "Wiarus" dyskutowało na bardzo ważki dla Żurominskiej społeczności temat, a mianowicie o zbliżającej się inauguracji piłkarskiego sezonu przez drużynę miejscowego "StopKiełka" w rozgrywkach ligi okręgowej. Jednak tak różowo zapowiadający się sezon został odłożony na bok, gdyż trener i mózg drużyny Smajl odebrał faks u Droola o niezbyt miłem dla Żurominian treści.

- Panowie sprawa nie wygląda za ciekawie. Zaprosiłem was tutaj, gdyż dziś otrzymałem oficjalne pismo z Powiatowego Związku Piłki Nożnej informujące, że zostaliśmy karnie zdegradowani o klasę rozgrywkową niżej - rozpoczął rozmowę Smajl spoglądając wymownie w stronę reszty i dodał - co oznacza że nasze miejsce zajęła - tu chwilę się zawahał - Włoszczowa.
- Ło ja pierdzielę, ale osochozi trenerze? - spytał wyraźnie zdziwiony i lekko wstawiony Mewka.
- Powodów nie napisali, ale sam ku*wa powinieneś się domyślić, o co [cenzura] chodzi. - warknął wściekły Smajl. Wiedziałem, że mogą z tym być problemy. Ja jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że w czasie meczu palisz papierosym, jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że zamiast wody w bidonie masz gorzałę, jestem w stanie zrozumieć, że po meczu nie chcesz oddać przeciwnikowi swojej koszulki, zabierając jego, jestem w stanie zrozumieć to, że przed wykonaniem rzutu rożnego musisz się odlać pod chorągiewkę.
- Trenerze, ale przecież trener i reszta chłopaków robi to samo - zauważył siedzący obok radziu.
- Cisza! Jak mówiłem, jestem w stanie to zrozumieć... No ale tego, że Mewka sprzedał mecz, nijak pojąć nie mogę To jest powód, dla którego nas [cenzura].
- Trenerze, ale co to całe wielkie halo z tym meczem z Cukrownikiem. Tego fryzjera, ja nawet na oczy nie widział.
- A widzisz, mam tu „Przegląd Sportowy" a w nim artykuł „SĘDZIOWSKA MAFIA PIŁKARSKA - Golił Fryzjer razy kilka...” Przeczytaj, miałeś czwórkę z „polaka” jak pamiętam, to najlepiej z nas ogarniesz temat – rzucił Smajl w stronę Racheta.
- Wczoraj sąd zdecydował o aresztowaniu, tu jest coś zamazane od brudnych łap, byłego piłkarza klubu z Dolnego Śląska. Prokuratura z Wrocławia postawiła ,,Fryzjerowi” zarzut założenia i kierowania grupą przestępczą ustawiającą mecze w pierwszej i drugiej lidze piłki nożnej. W sumie zatrzymanemu w poniedziałek ,,Fryzjerowi” przedstawiono kilkadziesiąt szczegółowych zarzutów dotyczących korupcji. – Rachet spojrzał się na resztę i dodał – O cholera jasna.
- To nie może być ten sam Fryzjer. Co on by robił w Cukrowniku? – powiedział pewnie Mewka.
- Debil – wtrącił radziu – Od dawna wiadomo, że Fryzjer jest jeden. Dziś się k*rwa urodziłeś? To, że piszą o I i II lidze, to nie oznacza, że nie działał on w niższych ligach.
- Pierd*lenie - odparł Skamer - Ja mam inną teorię dlazego nas spuścili.
- Jaką? - zapytali wszyscy.
Skamer podnosząc raz po raz ciężarki w obu rękach i naprężając mięśnie nie zmienił swojego wyrazu twarzy ani tonu wypowiedzi i począł mówić spokojnym tonem:
- Pierdo*enie, ludzie, Włoszczowa to Gosiewski. Gosiewski to sukces - nawet jeśli coś jest totalnie kur*a mać do bani to on i tak to zrobi. Znaleźli coś, jakieś niedopięcie finansowe, czy ch*j wie co i polecieliśmy. Na pewno szukali na nas czegoś, by tylko te ku*wy z włoszczowa weszly.
- To jest mocne - powiedział Rachet.
- Ku*wa, nie ma znaczenie czy mocne czy słabe - przerwał Smajl - fakt faktem, że gramy w klasie A i na jutro mamy dojechać na mecz LZS Zimne Wódki, a wiecie, że za tydzień wesele Ryana i ten chleje od miesiąca. Za dwa tygodnie rusza dopiero okręgówka to akurat byłoby, a tak? Wszyscy są na kacu, wszyscy na żniwach, albo ch*j wie gdzie. Do dupy z tym wszystkim - trzasnął butelką o chodnik.
W tym momencie zadzwoniła komórka Racheta - służbowa. Namęczył się, aby ją odebrać aż się spocił. Rozmowa była krótka, a z każdą jej chwilą Rachet bladł. Wyłączył się i rzekł do chłopaków:
- Nyqual, panowie: WÓDKI! MIGIEM!
Po chwili polali po szklance sobie, Rachet wypił dwie, na uspokojenie i zaczął mówić. Na twarzach towarzyszy widział, że są na nim skupieni. Jak Rachet pije dwie szklanki wódki to jest niedobrze To jak czarny kot, który przeiega drogę. Jak zakonnica o poranku, jak spalenie pająka.
- Źle się dzieje w tym kraju. CBA ma coś na Fire Dragona. Panowie, sprawa poważna. Mamy - spojrzał na zegarek w komórce - cztery godziny, by coś zrobić. Akcja CBA rozpocznie się równo o 23. Trzeba ich, ku*wa mać, powstrzymać.
- A nie mówiłem - Edgar, Ty ch*ju! - rzekł Skamer i odłożył lewarki. - Idę się ku*wa przygotować.
Panowie, wiecie co nam daje Dragon.
- Kiełbasę? - zapytał głupkowato Mewka.
- Debil - powiedział radziu - Widać, że wóda Ci nie służy i nie staje Tobie. Pornosy! Pornosy!
- Ale nie można powiedzieć Gesiorowi. To konkurencja dla Dragona. On nie pomoże, a może przeszkadzać - odparł spokojnie Smajl i poprosił Racheta o komórkę.
- Do kogo dzwonisz? - zapytał zaciekawiony właściciel drugiej komórki w Żurominie.
- Do Przemaxa. - W tym momencie wszyscy spoważnieli. Przemax i fristajluch budzili grozę i strach w całej wsi. Na szczęście Smajl umiał nad nimi zapanować.
- Dobra panowie, zbieramy się.
- Smajl, CBA przyjedzie od strony kościoła. Innej drogi niema. Po ostatnich zabawach pirotechnicznych Markesa i jego kumpli nie ma mostu z drugiej strony.
- Fakt, Raczet ma rację. Panowi, ktoś musi do Droola po ciągnik iść...
- Zrobione szefie - odparł zza pleców Przemax, który pojawił się, jakby spadł z chmury.
- Smajl, co zrobione? - zapytał radzio.
- To nieistotne. O 21 wszyscy pod Kościołem!


Kwatera CBA w Warszawie...


Wszedł do gabinetu i usiadł za swoim biurkiem. Wyciągnął nogi, które położył na stole. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów "Fajrant" i zapalił Dym i zapach nikotyny uniósł się w powietrze. Matt, bo tak na niego wołali w CBA, ściągnął z widełek słuchawkę telefonu i wystukał numer.
- Halo? Pani Halinko proszę zadzwonić do pana Darkowskiego. Niech przyjdzie do mnie.
Odłożył słuchawkę i zaczął przegląda akta sprawy oznaczonej sygnaturą 12C/ŚT. Po piętnastu minutach usłyszał pukanie do drzwi. Wszedł Dark. Był dawnym kumplem Matta.
- Cześć Mateusz. Coś się dzieje?
- Cześć Dark. Siadaj - dodał i wskazał miejsce na krześle.
Dark był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Miał długie włosy, za którymi chował swoje łagodne oblicze. Zwierzchu chłodny, wręcz zimny człowiek, którego życie pozbawiło uczuć. Natomiast w środku znajdowało się zranione dawną miłością serce, które często w nocy nie dawało spokoju Darkowskiemu. To, że pracował w wywiadzie, a teraz w CBA miało go wyleczyć. Liczyły się tylko akcje, sprawy, ryzyko, które okraszała w tle muzyka BURZUMu ulubionej kapeli Darka. Matt nie lubił w nim tego chłodu i tego, że zmieniał się tak nagle. Potrafił powiedzieć: „Matt, [cenzura] ku*wa sprawę” a innym razem rzucić ciepłe „Cześć Mateusz”. Matt nie potrafił go rozgryźć. Działało to też w drugą stronę, gdyż Dark nie rozumiał nic a nic prowokacyjnej postawy Matta. „Za wszelką cenę chce być widoczny” – myślał często o Macie. Jednak Matt lubił tę grę, to ryzyko. Obaj lubili to sami i obaj pracowali, aby zapomnieć. Dark, o złamanym sercu; Matt o nieudanej karierze sportowej.
- Czytałeś akta, które Ci dziś zostawiłem? - zapytał Matt.
- Owszem. Typowa akcja. Nic szczególnego. - odparł Dark i sięgnąl po "Fajranta"
- Być może - zastanawiał się głośno Matt i dodał po chwili - ale coś mi nie daje spokoju, coś mi mówi, że nie będzie to prosta akcja. Ten koleś nie jest z nikim powiązany. Żadna grupa przestępcza, żadni pedofile, żadne takie sprawy. Pod tym względem jest czysty.
- Nikt nie jest czysty. Fakt, że nie znamy jego kontaktów. Wypłynął przypadkiem.
- Bo się ku*wa Gosiu uparł i Kamińskiemu mędził i teraz siedzimy w gównie.
- Żeby nie było tak, jak z akcją w szpiatlu.
- Będzie gorzej. - mówiąc to wstał od biurka i podszedł do okna.
Parę minut milczeli. Myśleli, co będzie z nimi, co stanie się z nimi, jak to wszystko co robią ujrzy światło dzienne. Zbyt często czuli się zależni. Mimo to nadal działali. Bardziej z wyrachowania, niż idei, bardziej z chęci do pracy, niż wiary w to, co robią i po co to czynią.
- Powiedz Juli, że dziś jest akcja. Za dwie godziny ludziom. Nie ma mowy o wpadce. Ten Żuromin to straszna dziura, gdzie mieszka sam margines, ale nie można ich lekceważyć, zrozumiano?
- Sie wie, Mati, [cenzura] nie od dziś to robimy.
- Wiem, ale mam jakieś [cenzura] obawy.
- Przestań, będzie jak zwykle.
- Mam nadzieje – spojrzał na Darka.
Dark wstał i nic nie mówiąc wyszedł z gabinetu Matta. Szedł w milczeniu przez korytarze. Zaszedł do Julii i powiedział, że dziś będzie akcja dla akt o sygnaturze 12C/ŚT w Żurominie. Potem udał się do swojego gabinetu. Założył słuchawki i włączył nową płytę MGŁY. Metal uderzył w niego. Muzyka uspokajała go.
Tymczasem Julia wyciągnęła akta i zaczęła czytać. Wyciągnęła swoją prywatną, niezarejestrowaną komórkę i zadzwoniła do Racheta. W tym samym czasie Matt włączył swój komputer. FIFA 2007 miała go odprężyć. Zaczął grać Polakami, ale Ci, jak zwykle dawali dupy.

Przemax spokojnym krokiem oddalił się w kierunku zburzonego most. Szedł paląc papierosy "Wiarus" tak modne w Żurominie, że nikt nie odważyłby się zapalić czegoś innego. Tuż za nim w rozpuszczonych włosach szedł fristajluch.
- Przemax - szepnął
Przemax nie odwócił się szybko. Zatrzymał się i patrząc przed siebie odparł:
- No?
- Mam nadzieję, że dziś wszystko się uda. Wiesz, mam nadzieje, że nie spaprasz tego, jak wtedy. - zaczął mówić spokojnym tonem fristajluch.
- Nie martw się. Tamto to był wypadek. Tu nie ma miejsca na amatorkę. A wiesz kto może dziś przyjechać z nimi? zagadnął z cynicznym uśmiechem Przemax odgryzając się fristajluchowi.
- Masz na myśli Darka Darkowskiego? - dorównał do Przemaxa fristajluch i razem z Przemaxem podziwiał zachód słońca.
- Jak się dowie, że tu jesteś, to Ci flaki wypruje.
- Dlatego Ciebie Smajl poprosił o pomoc. Ja Ci mam tylko pomagać.
- Chociaż ładna była? - zapytał Przemax.
- Miałem na nią taką korbę, że powinno Ci to wystarczyć - odrzekł fristajluch.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
- Oby.
Obaj stali jeszcze chwilę patrząc na kończący się dzień. Zachód przypominał im dwa różne zdarzenia. Przemaxowi, że nie przewidział wygranej Polski i przegrał wszystkie pieniądze fristajlucha. A fristajluchowi dziewczynę, którą odbił Darkowi. fristajluch wybaczył Przemaxowi to, że zmarnował jego cały miesięczny zarobek. Dark nigdy nie wybaczył fristajluchowi ani swojej ukochanej tej zdrady. Fristajluch i Dark mieszkali w tym samym mieście. Chodzili na te same koncerty. Jarali się tą samą muzyką Jak to w życiu bywa poróźniła ich kobieta. Zrywając ich przyjaźń i niszcząc to, co w młodości było dla nich najważniejsze. Fristajluch przed zemstą ukrył się w Żurominie, a Dark w Warszawie. Jednakże Bóg nie gra w kości i przyszykował im kolejne spotkanie...


Rachet w swoim polonezie przejechał przez Żuromin i udał się do Gesiora. Musiał rozwiązać sprawę tak, aby Gesior nie ruszył się ze swojego domu (publicznego). Rachet wpadł do niego, jak oparzony, ale szybko się uspokoił. Gesior popijając szkocką i paląc cygaro prosto z Kuby nie zauważył niczego szczególnego w zachowaniu Racheta. Choć ten był blady i wyglądał trupio. Jękał, stękał i nie udzielał pełnych odpowiedzi. Gesior jednak był w wyśmienitym humorze. Jego nowa panienka AdiXianka cieszyła się powodzeniem. Klub Gesiora był popularniejszy niż choćby miesiąc czasu. Gesior był zadowolony, że jego konkurencja, tzn. Fire Dragon i jego pornosy nie zawadzają mu w interesach na tyle, na ile mogłyby. Ale to była opinia Gesiora. Opinia po paru szkockich i numerku właśnie z AdiXianką. Rachetowi niestety nie podobała się AdiXianka co dał mocno do zrozumienia odrzucając propozycję Gesiora. W ogóle wśród drużyny StopKiełka bardziej liczyły się pornosy niż dom Gesiora. Wielu małolatów zaś zabawiało się z panienkami z klubu Gesiora. Między innymi osławieni hoolsi Raziel i Markes, którzy swoje pierwsze stosunki z dziewczynami przeżyli właśnie u Gesiora. Aby Gesiora zatrzymać w klubie powiedział, że dziś patrolują ulice policjanci z sąsiedztwa, w ramach wymiany i aby zbytnio nie ruszał się stąd, jakby wpadli do klubu, to lepiej byłoby, aby się on nimi sam zajął i skorupował w ten znany wszystkim Żuromiński sposób, który zawsze działał. Seks, wódka, seks, wódka. Rachet równocześnie zapowiedział, że wpadnie za godzinę lub dwie do niego, by mu o czymś ważnym opowiedzieć, ale teraz musi lecieć i wyleciał, jak z procy.


W tym samym czasie Smajl wszedł do sklepu Nyquala. Kazał mu zamknąć sklep i wyciągnąć przedmiot ze swojej skrytki. Nyqual z wielkim zdziwieniem wyjął skradzioną ruskim broń. Stary dobry kałach. Jego chłód pobudził Nyquala. Kiedyś chciał być komandosem. Jeszcze w szkole zawodowej marzył o tym Ale pierwsze dni w wojsku. Mycie kibla szczoteczką, czy bieganie o czwartej rano na kolanach po korytarzu, bo starsi koledzy obstawialim, który z kotów wygra utwierdziło go w przekonaniu, że wojsko fajne jest tylko na filmach, amerykańskich filmach. Szybko odrzucił wspomnienia i oddał kałacha Smajlowi. Smajl skupiał się na tym, jak tu przemycić kałacha pod koścół. Przypomniało mu się, że Silverus zanim stał się skejto maniakiem podrywał dziewczyny na gitarę. Rzępolił straszliwie, co nie dawało mu dobrych rezultatów. Gitara w futerale leżał gdzieś pod łóżkiem, nad którym wisiał wielki plakat zapraszający na imprezę w Manieczkach. Smajl położył kałacha pod ladą i udał się do Silverusa.
Po przejściu parunastu metrów zapukał do drzwi. Nikt mu nie otwierał. Nacisnął klamkę i drzwi same się otworzyły. Udał się więc do pokoju Silvera. Nie pukając pchnął uchylone drzwi. Silverus siedział na łożku i masturbując się oglądał pornosa. Gdy usłyszał odchrząknięcie Smajla stanał na baczność i za chwilę znów usiadł i podciągnął spodnie.
- Co ty ku*wa robisz? - spytał z lekką nutą sarkazmu Smajl, po czym parsknął śmiechem.
- Nic. Ku*wa, nic. Nie umiesz pukać? - zapytał z irytacją w głosie Silver.
- Pukałem. Ty.. . - urwał, bo nie chciał kłócić się z Silverusem. Nie dziś. Po chwili dodał - Drzwi wszędzie masz otwarte.
- I ku*wa co z tego? Dobra, nieważne. Po coś przylazł? - odparł Silv.
- Sprawa jest poważna, stary. Dziś jest nalot na Fire Dragona.
- Co Ty ku*wa bredzisz? Jaki nalot? - zdziwiony patrzł na Smajla Silverus.
- Jak nam nie pomożesz, to Cię [cenzura] z drużyny. Nie było cię na zebraniu, to nie wiesz. Im mniej wiesz tym lepiej. Zbieraj się i idziesz ze mną.
- Ale..o co biega? Nie było mnie, bo Fire miał nowego pornosa z Julią Bond. A wiesz jak ja ją lubię. Więc kupiłem i się gapię. Ale, poważnie, policja robi nalot? Rachet ta dupa nic nie może zrobić?
- Gdyby to była policja, to nie przerwałbym Ci. Nawet byś mnie nie zauważył. - odparł Smajl.
- O ku*wa. - Silverus zrozumiał, że sprawa jest poważna.
Wziął pilota i wyłączył pornosa i wszystko inne. Poszedł się ubrać, i pokazał Smajlowi, gdzie jest gitara. Smajl sięgnął pod łóżka. Wyciągnął gitarę. Futerał nadawał się idealnie. Wytarł go z kurzu i zarzucił na ramię. W tym momencie Silverus wszedł gotowy do wyjścia. Po wciągniętej kresce amfy oczy świeciły mu się, jak brylanciki.
- Śmierć mi nie straszna - zarechotał ala Lepper Silverus.
Smajl rzucił na niego zimne spojrzenie. Nie miał ochoty na żarty. Wyszli od Silvera, który tradycyjnie nie zamknął drzwi. Poszli do sklepu. Ta Smajl przeładował futerał, a Silv wypił piwo. Odczekali paląc fajki przed sklepem i na dziesięć minut przed 21 ruszyli w stronę kościoła. Słyszeli jadący ciągnik Droola. Ujadanie psów u Mewki. Dwa wielkie Pitbulle były prowadzone przez pijanego w drezynę Mewkę. Psmastereq miał ze sobą koszyk z biedronki wypełniony trotylem, który opylił mu za dwie zgrzewki napoju VIVAT Markes. Charnel miał ze sobą nóż rzeźnicki i szedł razem z Drifterem, który nie był chętny na spotkanie z CBA, od kiedy CBA ścigało jego pana i władcę Andrzeja L. , ale nie miał wyjścia.
O 21 pod kościołem byli wszyscy. Mieli godzinę na ustalenie taktyki. I kolejną, aby to, co ustalą wcielić w życie, aby o 23 być gotowym na akcję CBA.

Tymczasem z Warszawy ruszyły cztery Volkswageny Transportery w kierunku Żuromina. W jednym z nich w milczeniu siedział Dark i matt. Obaj mieli złe przeczucia. Obaj obawiali się tej akcji Ale obaj, przez to, że pracowali w służbach, wiedzieli, że zawsze mogą zniknąć - jakby co. Ale ani jeden ani drugi nie chcieli tego "jakby co". Karawana z minuty na minutę zbliżała się do Żuromina Godzina zero zbliżała się nieubłagalnie. Dla obu stron.


Tego samego wieczoru, kiedy reszta Żurominian przeżywała akcję CBA skierowaną przeciwko Fire Dragonowi, na plebanii u Yamy spotkało się dwoje starych kumpli. Yama zaprosił Tatara w podziękowaniu za wypad do kina na Gwiezdne Wojny, całonocną projekcję wszystkich części, do siebie na partyjkę szachów i wiśniówkę babuni, którą dostał w paczce od mamy. Yama krzątał się w kuchni przygotowując wafle z marmoladą, którą również dostał od babuni. Tatar w pokoju spokojnie rozkładał szachownicę i pionki. Czajnik zaczął piszczeć i Yama zalał dzbanek herbaty, którą co wieczór pił. Włożył do dzbanka dużą łyżkę miodu i zaczął mieszać. Po chwili wszedł do pokoju z waflami i dwoma kieliszkami do wiśniówki. o postawieniu tego na stole poszedł do piwnicy. Wyciągnął butelkę wiśniówki i udał się do pokoju, gdzie Tatar zajadał się tostami. Idąc po schodach usłyszał jakieś głosy za oknem. Odsunął delikatnie zasłonę i wyjrzał przez okno. Niestety szarówka za oknem nie pozwalała mu dojrzeć postaci, ale widząc zatrzymujący się ciągnik Droola uspokoił się, że musi to być jakieś „ich spotkanie”. Zasłonił okno, poprawił zasłonę raz jeszcze i wszedł do pokoju.
- Białe czy czarne? - spytał Tatar.
- Czarne. - odparł Yama nalewając wiśniówki do kieliszków.
- Twoje zdrowie gospodarzu! – podnosząc kieliszek powiedział Tatar.
- A, nie! Twoje zdrowie! – odpowiedział Yama.
- Dobra wiśniówka! – powiedział Tatar – Choć czysta jest lepsza.
- Wiem, wiem, że uwielbiasz wódkę, ale to babuni!
- Rozumie się, nalej, to wypijemy jej zdrowie! No i zaczynaj!
Yama nalał i rozpoczął grę…

Polonez Racheta zahamował przed domem Fire Dragona. Trzasnęły drzwi. Rachet podszedł do furtki z napisem "Sunset Blv. Żuromin 13" Nacisnął przycisk, obok którego widniał napis: "King of porno". Po chwili był słyszalny brzęczyk i Rachet pchnął furtkę. Szedł szybkim krokiem. Kiedy dotarł do drzwi domu stał w nich Fire. Ubrany w podkoszulek, któtkie spodenki, skarpetki i laczki nie wyglądał gustownie. Do tego w jednej ręce trzymał słoik z musztardą, a w drugiej kiełbasę zwyczajną.
- Siemasz - wymamrotał z pełnymi ustami Dragonek - Co sprowadza do mnie przedstawiciela władzy?
- Właź i nie pie*dol - warknął Rachet
W środku siedział SaTo. Jadł właśnie pizzę. achet zauważywszy go spojrzał na Dragonka, na Sata i stanowczym tonem odezwał się:
- Sato, wypierda*aj stąd. Ale nuż. Zabieraj dupsko i Cię nie widzę Mam do pogadania z Fire Dragonem.
- Co? Co Ci Rachet odbija? - rzekł Sato wpychając sobie kawałek pizzy do ust.
- Ake już! Jazda! Bo cię przymknę za te 30 kradzionych opakowań pełnych pizzy! - warknął Rachet
- Wyluzuj - wtrącił Fire Dragon i zagryzł łyk piwa kiełbasą.
- Nie! Ma wylecieć stąd w podskokach! - powiedział stanowczo dobi
Sato złapał karton pizzy, płytę z nowym pornosem z Jenną Jameson i trzaskając drzwiami wyszedł z domu Dragona.
- Co Ci ku*wa odbiło? - żując kolejny kawałek kiełbasy zapytał Fire - Przeszkadza Ci on?
- Stary, jest poważna sprawa - zaczął Rachet - CBA za 3 no już niecałe 2 godziny wpadnie tutaj, do Ciebie. Szykują akcję na Ciebie.
Fire wypluł kiełbasę z ust i zaczął się trząść. Rachet złapał go i posadził na kanapie. Fire mamrotał coś pod nosem, ale był to niezrozumiały bełkot.
- Spokojnie. Nie wiadomo czy tu dotrą. Chronimy Cię, ale to nieważne. Trzeba przede wszystkim wywieźć pornosy. Gdzie je mesz?
- Ale, ale, ale, ja co? Pornosy? Ku*wa, zniszczą mnie. Tyle pracy, ja pie*dole, za co? - gadał do siebie Fire Dragon.
- Zamknij się. Weź się napij – powiedział Rachet i z barku wyciągnął flachę i nalał pół szklanki Dragonowi.
Fire Dragon wypił do dna i po chwili zaczął dochodzić do siebie. Poinformował Racheta o kartonach w domu, bo reszta znajdowała się w jego aucie. Po piętnastu minutach przeładowywali z samochodu do komisariatu kartony z pornosami.
- Ty siedź w domu. Masz tu kartkę, że zarekwirowałem Tobie cały towar, jako nielegalny i czekasz na wszczęcie sprawy. A tu podpisz, że byłeś przesłuchiwany - puknął o kawałek kartki posterunkowy Rachet.

Rachet pojechał następnie do Gesiora. Omawiał z Gesiorem sprawę sponsoringu drużyny i to o czym się dowiedzieli z Powiatowego Związku. Musiał zatrzymać za wszelką cenę Gesiora w klubie. Pili i dywagowali, ale Rachet wciąż niecierpliwie spoglądał na telefon i zegarek. Wiedział, że w pewnym momencie zadzwoni Drool, by powiedzieć, co i jak się dzieje. Gesior stawał się coraz bardziej pijany, więc Racheta chociaż to uspokajało.

W międzyczasie Yama wygrał pierwszą partię z Tatarem, który nie był tego dnia w formie. Bardziej był zainteresowany wiśniówką niż grą, co cieszyło Yamę, który notorycznie przegrywał z nim w szachy. Obaj, jeszcze przez północą, pijani w drezynę zasnęli. Tatar mając głowę na stole, a Yama skulony w swej sutannie na wersalce. Nieświadomi tego, co działo się we wsi, chrapali głośno…

A tymczasem... cztery volgswageny mknęły przez Polskę w stronę Żuromina. Wszyscy byli skupieni, milczący i przygotowani do standardowych działań. Dziesięć kilometrów przed wsią kierowca pierwszego transportera zatrzymał auto. Przez CB-Radio przekazał dowodzącemu akcją Mattowi, że droga z tej strony jest nieprzejezdna.
- Mostu nie ma, szefie. - powiedział
- Jak to nie ma mostu? Jeszcze tydzień temu był! - oburzył się Matt
- Tu jest napisane, że z powodu wybuchu most jest częściowo pozbawiony jezdni, a przez to grozi zawaleniem i jest nieprzejezdny.
- Ku*wa, jest inna droga? - spytał zniecierpliwiony Matt
- Z drugiej strony, przez pola, koło Kościoła.
- Jedziemy.
Ruszyli. Pretor już czuł, że to nie przypadek, że to nie cholerny zbieg okoliczności, ale ręka - może boska, może nie - która pomaga Żurominianom
- Dark! - krzyknął Matt
- Tak?
- Coś jest nie tak, czuję to - wyszeptał w jego kierunku Matt - czuję to, do ku*wy nędzy!
- Będzie dobrze. Zobaczysz. - odparł Dark i poklepał po ramieniu Matta.
W środku natomiast czuł, że dla niego ten wieczór już jest zły. Ma nie tyle zmierzyć się z akcją, co z przeszłością, nie tyle z procedurami lub ich naginaniem, a tym, co go dotknęło wewnętrznie, w samym sercu, w samej duszy. Jechali jednak na spotkanie przeznaczeniu...

...Pod kościołem rozdano już wszystkie dyspozycje. Drool miał informować Racheta o całej akcji i miał się zabunkrować koło kościoła. Miał być łącznikiem. Smajl wziął na siebie dom Fire Dragona Wiedział, że ten będzie tam siedział spanikowany, więc poszedł mu otuchy dać i wsparcia okazać. Silverus miał jeźdźić na deskorolce od kościoła do tablicy z napisem "Witamy w Żurominie". Miał tak jeździć, żeby spowodować spowolnienie jazdy samochodów. Mewka nawalony już w trzy dupy położył się na środku drogi, gdzieś pomiędzy tablicą i kościołem. Nad nim sterczał równie narąbany Michu i próbował ciągnąć go do domu. Oczywiście z mizernym skutkiem. Fristajluch, Charnel, Skamer oraz Radziu mieli ubezpieczać akcję ze sprzętem - siekiera, nóż rzeźnicki, lewarek 10 kilogramowy oraz proca - z wystarczającej odległości. Wszyscy czuli obecność Przemaxa. Widać było, że posuwa się jak cień, wraz z grupą, na uboczu, wśród cieni domów.
Zniecierpliwienie powoli zaczęło dręczyć mieszkańców wioski. Ale na dziesięc minut przed 23 rozległ się długi gwizd Silvera oznaczający - "jadą"!

Pierwsze spotkanie karawany samochodów z Silverusem skończyło się na ostrym hamowaniu i milionie bluzgów. Silverus nie odpiścił i zatrzymał ostatni samochód rzucając w tylną szybę deskorolką.
- [cenzura] koksy [cenzura] z mojego królestwa!
- Weź szczylu zamknij się - warknął na niego funkcjonariusz CBA, którego personalia schowane były pod kominiarką.
- Sam jesteś szczyl - podbiegając do niego darł się Silverus - wypierdaaaaalaaaaać!!!
Funkcjonariusz spojrzał się z politowaniem, ale nie spodziwał się, że oprócz zbitej szyby straci także oko. Nagrzany amfą Silverus krzyczał "Sil Sil Silverus sil sil!!!" i wyjąwszy z kieszeni nóż sprężynowy dźgnął go prosto w lewe oko.
- A masz skur*ysynu! - powiedział Silverus i zaczął uciekać w pole
Za nim reszta zareagowała Silverus zniknął w zaułkach wsi.
- [cenzura] go, jedziemy! - warknął jednooki już funkcjonariusz.
Wsiedli do samochodu i ruszyli dalej. Nie ujechali jednak daleko, bo pozostali funkcjonariusze próbowali usunąć Mewkę z drogi. Ten nie dawał za wygraną. Pluł, gryzł, kopał – niczym niesforne dziecko. W końcu dali mu radę – w ósemkę znieśli go. Samochody ruszyły dalej. Minęły kościół i trafiły na zaparkowany na środku drogi ciągnik Droola.
- Mam już tego dosyć – syczał Matt.
- [cenzura] sprawa. - powiedział Dark wciąż szukając podświadomie fristajlucha
O ciągnik oparty był Michu. Gdy podeszli do niego właśnie oblewał duże koło swoim słomkowym moeczem, który przypominał najtańsze piwo z Biedronki
- Twój? – zapytał grzecznie anonimowy agent CBA.
Michu odwrócił się wciąż sikając i obsikał go swoim moczem. Ten prawie nie uderzył go, ale powstrzymał go Dark.
- Co tu ku*wa za degrengolada? - zapytał Dark.
- Jak to co? Piątek panie ludzie - beknięcie - chcą się odprężyć po tygodniu ciężkiego harowania, no nie - beknięcie - prawdaż?
- Przestaw go!
- To nie mój. To sołtysa, ale on zachlał. Trzeba objechać przez tę kałużę ropy – i wskazał na rozlaną na ziemi ropę.
- Ropy? – zdziwił się Dark.
- Przegrał zakład, to musiał wylać ropę. Lewa, nic nie stracił. – odparł Michu i zapiął rozporek.
- Jedziemy – rozkazał Matt.
Omijali powoli ciągnik. Była już 23 minut 20. Skręcili w prawo i jechali „Sunset Bulvar”, jak nazywał drogę, przy której mieszkał Fire Dragon.
Zajechali z frontu pod jego dom. Przed nim stała brygada. Kopali między sobą – jak gdyby nigdy nic – piłkę.
- Panowie – rozpoczął Dark – zmywanko stąd. CBA.
- Co? Cipa? – rozrechotał się Radziu.
- CBA! Głuchyś? – warknął Matt.
Wtedy zza płotu powstał, niczym zombie, fristajluch. Dark poznał go od razu. fristajluch także. Patrzyli sobie długo w oczy. Matt czuł, że już jest po akcji. Szybkim ruchem wycofał trzy pozostałe wozy. Pozostali funkcjonariusze nie rozumieli o co chodzi, ale nie dyskutowali. Odjechali. Matt przekazał im przez CB-Radio, że mają czekać za mostem. Natomiast przed domem Fire Dragona dochodziło do walki psychologicznej. Dark kontra fristajluch. fristajluch kontra Dark.
Ihasan wyszedł zza płotu na drogę. W odległości dwudziestu metrów, może piętnastu spoglądał na Darka. Ten na niego. fristajluch w lewej dłoni dzierżył siekierę. Dark powoli sięgał po broń. Matt zdążył krzyknąć NIE! Ale było już za późno. Po Żurominie rozległ się odgłos wystrzału i czyjś wrzask...

- Słyszałeś? – zapytał Yama Tatara przy kolejnym toaście. Tym razem za Żołnierzy Kosmosu.
- Co? – odparł Tatar.
- Jakby ktoś strzelił...
- Zdawało Ci się. Ja nic nie słyszałem. No to zdrówko!
- Zdrówko!
Wypili i wrócili do kolejnej partii szachów. Yama posunął pionka, a Tatar wyszedł skoczkiem.
- Wiesz, męczy mnie czasem bycie księdzem – rzekł Yama – chciałoby się czasem, jak to mówi na spowiedzi Nyqual „zamoczyć pałę w damę”. Mam czasem takie sny, wiesz, no że ja i kobieta...
Tater przyglądał się ze skupieniem na Yamę i nagle odsunął krzesło, złapał śmietnik i zwymiotował.
- Kończ, przepraszam – odparł Tatar.
- ... no mówię, że mi się śni – kontynuował niezrażony Yama – że posuwam jakąś fajną lalę.
- Idź do Gesiora, przeruchaj sobie, jedź do spowiedzi i kwita, to moja – beknięcie – rada.
- To nie takie proste. Wszyscy mnie znają. Zaraz pójdzie plota.
- Daj spokój. Ja zamówię panienkę do siebie, wejdziesz od podwórka i po sprawie.
- Nie, to niemożliwe. Skończymy. Twój ruch.

...na szybie volkswagena leżał mózg. Niedaleko przedniego prawego koła osoba z dziurą w głowie. Jej ubiór nie był zbyt codzienny.
- Markes? - pytał zszokowany Michu.
- Ku*wa, ku*wa, ku*wa - darł się w niebogłosy DS, który trząsł się, jak galareta.
Dark patrzył na fristajlucha, który leżał na ziemi.
- Zemdlał - odparł do wychodzącego z domu Smajla Skamer.
- Przemax - szepnął radziu do Charnela
- Bez kitu, chronił fristajlucha. - szeptał Charnel
Matt jedyny zachował zimną krew. Dark nadal stał jak słup soli.
- Darkowski! - próbował go przywołać do porządku
Dark jednak nie odpowiadał. Łzy ciekły mu po policzkach. Podszedł do fristajlucha, wyjął zza siebie butelkę wody mineralnej 0,7 Cisowianki, którą zaczął kupować odkąd reklamowali ją chłopaki z Kabaretu Moralnego Niepokoju i chlusnął w fristajlucha. Ten ocknął się i pierwszą osobę, którą ujrzał był Dark.
- Żyję, czy w piekle jestem?
- Żyjesz. Za to tamten nie. – odparł Matt pokazując Markesa.
- [cenzura]. To nie tak miało być. – powiedział fristajluch.
- To moja kwestia – wtrącił nagle Dark – sprzed paru lat.
Ihasan przełknął ślinę. Podniósł się. Stanął twarzą w twarz z Darkiem. Darkowskim, który mierzył się nie tyle z fristajluchem, a ze swoją przeszłością, zdradą, nienawiścią i odwiecznym marzeniem wybaczenia mu tego. Przybliżył się do niego i objął go.
- Abyśmy nigdy się nie spotkali. Wybaczam Ci. – powiedział mu do ucha Dark.
Odsunął się od fristajlucha i krzyknął do Matta:
- Zwijamy go czy zwijamy się?!?!
- Macie jakieś niewyobrażalne szczęście – rzekł Matt – ale czułem, że to się skończy źle. Nas tu nie było. Nigdy. Zrozumiano?
- Wypier*alać – odparł Smajl stojąc z kałachem wycelowanym w czterech agentów CBA.
Tylko Smajl rozumiał to, co przekazał Dark fristajluchowi. Przekazał mu swoje brzemię. Tu nie chodziło już o Fire Dragona. Nie chodziło o pornosy, ale o przyjaźń, jaka łączyła go z fristajluchem. Gra w jednej drużynie, wspólne imprezy, wspólne oglądanie Ligi Mistrzów, wspólne wypady na ryby i wiele innych spraw, o których nikt ze świadków tych wydarzeń nie zdawał sobie sprawy. fristajluch usiadł pod płotem i uderzał siekierą w ziemię. Nie chciał nikogo widzieć, słuchać – bił się z tym, co usłyszał. Brzemię należało do niego. Teraz on niósł krzyż.
Smajl odpalił Kałacha w powietrze, co zmobilizowało Darka i Matta do wycofania się.
- Poj*by, kur*a, poj*by, [cenzura] Kamińskiego, Gosia, Kaczkę, ku*wa, za tę kasę z takimi [cenzura] się zadawać? – gadał w samochodzie, jakby do siebie, ale do wszystkich Matt.
- Wyluzuj – mówił Dark, z którego uszło wszystko i był wyluzowany, jakby wypalił sobie blanta.
Tymczasem, gdy oni prowadzili powyższą konwersację w Żurominie istniały nadal trzy problemy. Pierwszym i najważniejszym dla Smajla był fristajluch. Drugim, najważniejszym dla Racheta, który po chwili pojawił się w swoim niebieskim polonezie był trup. Trzecim był rzygający wszędzie już były poseł Samoobrony Drifter_Stunter.

Aby dopełnić tę historię dodać trzeba, że mecz klasy A został przełożony, gdyż Drool, w czasie akcji CBA napisał odwołanie do Powiatowego Związku Piłki Nożnej, gdyż po tym, jak rozładowała mu się komórka nie wiedział co się dzieje i bał się wyjść. Nudząc się pomyślał o przyszłości wsi, o wyborach, o tym, że nie może zawieść swoich mieszkańców i musi zrobić wszystko, aby drużyna StopKiełka wróciła do klasy okręgowej.
Co więcej, Silverus na biały po tym, jak wydłubał oko agentowi CBA biegł przed siebie, przed siebie. Kiedy zatrzymał się przed sobą ujrzał napis: Zakopane 20 km. Dwa tygodnie wracał do Żuromina, spotkał bardzo sympatycznych górali, którzy częstowali go oscypkami i bimberkiem.
Przemax po tym, jak trafił w dzieciaka w Żurominie nie pojawił się przez miesiąc. Jedna z legend mówi, że udał się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Inna, że zabunkrował się w jakimś motelu z litewską prostytutką i wyprawiał z nią niebywałe rzeczy.
Jeden radziu spokojnie spędził dalszą część wieczora. Wracając znalazł w kieszeni nową płytę Dimmu Borgir, którą przegrał mu Smajl. Udał się więc do swojego czarnego pokoju, gdzie rysując białą kredą pentagram wsłuchiwał się w black metalową muzykę...



Koniec odcinka Piątego
 
 
     
VIP|Kanosh 
Przyjaciel



Wiek: 33
Dołączył: 6531 dni temu
Posty: 300
Skąd: Białystok

Punkty: 5780
Wysłany: 2007-12-08, 13:44   

Scena 6
Charnel siedział na krawężniku, a dookoła niego stał legion pustych butelek. Butelki te pochodziły z różnych - odległych od siebie - krain, ale dzięki temu człowieku, zapanowała wśród nich wspaniała idylla komunistyczna, gdzie „Uśmiech teściowej” stał na równi z „Gólczasem”.
Charnel patrzył na swoich opustoszałych przyjaciół i zastanawiał się co dalej. Kilka chwil temu, kiedy przechodził poprzez podobne dylematy po prostu szedł do sklepu po kolejne nisko budżetowe wino i pozbywał się na jakichś czas swoich problemów. Ale teraz, siedząc na zimnym krawężniku przyszła do niego okrutna prawda - w sklepie Nyquala zabrakło już trunków. Po prawdzie, to zostało jeszcze kilka butelek spirytusu, denaturatu, octu, rozpuszczalników i taniej - ale jakimś dziwnym sposobem wysokoprocentowej - podróby coca coli, jednak Nyqual chciał zachować to wszystko na czarną godzinę. Sklepikarz, też człowiek, pić musi.
-Ach, moje ciężkie życie... co mam ze sobą zrobić? - powiedział z goryczą - zmarnowałem życie przez ten alkohol.
-Zaiste zmarnowałeś. Twa dusza wionie teraz jedynie oparami tego zdradzieckiego napoju, który zamracza twoje zmysły i mąci myśli.
Charnel spojrzał na przybysza. Nie znał go.
-Kim jesteś?
-Jestem podróżnym filozofem, wędruję od wschodu do zachodu szukając prawd życia. Czasem zajdę też na północ, ale nie lubię południa - tam są góry i niedźwiedzie - one nie doceniają prawdziwej mądrości. Ludzie zwą mnie Rolek.
-A... - powiedział Charnel i spojrzał na ostatnią butelkę, w której była odrobina płynu - Więc mam to wylać?
-Nie... daj mi to - Rolek złapał butelkę i wypił. Po chwili dodał - Nie jest złe.
-Przecież to jest zdradziecki i morderczy trunek...
-Chłodny stoicyzm chroni mnie przed zdradą.
-Sto.. co?
-Stoicyzm - filozofia zakładająca, że człowiek powinien zachować spokój w każdej sytuacji.
-Możesz mi wytłumaczyć?
-Oczywiście. Posłużę się rysunkiem. - filozof pochylił się i narysował na piasku między fragmentami chodnika.

N<-----G----->S
N<--------G-->S
N<-----G----->S
N<--G-------->S
N<------G---->S

Charnel przyjrzał się rysunkowi i podrapał się po głowie. Drugą rękę przysunął do ust i zaczął obgryzać paznokcie. To wszystko przypominało mu dawno rzuconą szkołę z lekcjami matematyki. O co mu chodzi? O co mu chodzi?
Na ulicy pojawił się Smajl zmierzający do sklepu. Zauważył zaistniałą sytuację i powiedział do Rolka:
-To złe miasto dla ciebie. Tutaj większa połowa nie zrozumie większej połowy z tego, co mówisz.
Potem wszedł do sklepu Nyquala.
-Nie rozumiem. - potwierdził Charnel.
-N oznacza nieszczęście, S oznacza szczęście. G to moja postawa. Chodzi tu o to, że gdy okoliczności losy sprawiają, że jestem zadowolony lub smutny, to dzięki mojej postawie powracam do doskonałej obojętności.
-aaa... - mruknął Charnel - Ale czemu G to twoja postawa?
-G jak „gówno mnie to obchodzi”.
-Czyli stoicyzm to „gówno mnie to obchodzi”?
-Tak - rzekł Rolek zadowolony z faktu, że podzielił się swoją wiedzą z spragnionymi jej ludźmi. Wstał, otrzepał spodnie z piasku i odszedł.
W tym czasie wybiegł zdenerwowany Smajl ze sklepu.
-Charnel, wypiłeś k*rwa wszystkie wina! Co ja teraz będę pić?
-Gówno mnie to obchodzi. - odpowiedział Charnel i poczuł się, że dotyka tą wypowiedzią krynicy mądrości.
-Co?
-Gówno mnie to obchodzi! - powiedział Charnel i obrócił się przodem do Smajla - Tak, zostałem filozofem - jestem mądry - jestem sto... sto... sto... stolikiem!
-Stolikiem? - zdziwił się Smajl
-Tak, stolikiem! Gówno mnie to obchodzi! Gówno mnie to obchodzi. - powtórzył z namaszczeniem Charnel i odszedł.
Nad Żurominem zachodziło słońce. Charnel szedł pustymi ulicami i cieszył się z świeżo nabytej mądrości. Czuł, że jest najmądrzejszą osobą w całym mieście, co, nawiasem mówiąc, nie było jakimś szczególnie wielkim osiągnięciem.
Idąc szosą oświetloną pięknym, zachodzącym słońcem Charnel myślał, że oto ta droga jest jego drogą do abstynencji i świętości, że oto tą drogę wspominać będą potomni mówiąc - „na tej drodze Charnel nawrócił się od zła i dokonał tych wszystkich wielkich rzeczy, dzięki którym go znamy!”. I tak idąc tą ulicą, chwiejnie omijając traktor Droola czy radzia, który ćwiczył technikę „skryty słoń”, Charnel wyobrażał sobie, co zrobi w przyszłości. Nie skończył podstawówki, więc świetnie nadaje się na polityka - zostanie prezydentem - i premierem! Będzie udawał, że ma brata bliźniaka i będzie się raz podawał za jednego, raz za drugiego! Hehehe - będzie dostawał dwie pensje, będzie miał dwie żony i dwa życia! Poczuł się taki szczęśliwy...
Przypomniało mu się coś.
-Gówno mnie to obchodzi! - krzyknął na całe miasto. Uśmiechnął się i tak samo jak wcześniej chwiejnym, ale już obojętnym, krokiem szedł dalej.

Słońce zaszło. Charnel siedział na murku i przeprowadzał dialog sam ze sobą, którego tematem była metafizyka filozofii. Po długich i głębokich rozważań doszedł do kilku wniosków - „gówno mnie wszystko obchodzi, więc jestem”, „wszystko płynie, a mnie i tak to wszystko gówno obchodzi” oraz „człowiek... jest tylko trzciną, najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną, którą wszystko gówno obchodzi”.
Nagle zauważył cień przemykający się ukradkiem między domami. Cień ciągnął za sobą jakieś ciało. „Może to radziu?” - pomyślał Charnel, ale szybko odrzucił tą myśl, profesjonalny zabójca z pewnością poruszałby się zgrabniej i na pewno nikt by go nie zauważył.
Charnel ześlizgnął się z murka i cicho podążył za tajemniczą postacią. Wędrowali w mroku kilka kilometrów za miasto. Nagle nieznajomy się zatrzymał. Stał obok niewielkiego pagórka. Podniósł kępkę mchu i powiedział kilka słów. Kamień się odsunął, odkrywając długi podziemny tunel. Postać wsunęła się wraz z ciałem do środka, za nimi zakradł się Charnel. Przy wejściu zauważył tabliczkę:

„Laboratorium Kanosha
Jeśli widzisz ten napis, to szybko zapomnij o tym miejscu,
Bo to jest tajemnica.
Proszę”
Charnel przeczytał kilka razy treść tabliczki. Po chwili pomyślał - co ja tutaj robię? - i poszedł z powrotem do Żuromina.

Kanosh wszedł do swojego laboratorium i nacisnął przycisk, który zamknął przejście. Na stole operacyjnym położył Markesa.
-Tobą zaopiekujemy się później...
Potem podszedł do drugiego stołu, na którym leżała postać przywiązana do niego skórzanymi pasami.
-uga uga bwwrrrrrr uga uga!
Kanosh zamyślił się.
-Myślałem, że z tym mi się udało. Dzięki mnie ożył! Ale skąd w jego umyśle pojawiła się myśl, że jest poł-mrówkojadem, pół-samicą rozpłodową jelenia szarego? Miejmy nadzieję, że mój następny pacjent okaże się bardziej inteligentną osobą.
Lecz nawet on sam nie wiedział, w jak wielkim był błędzie - przecież Markes już w pierwszym życiu czuł się w pewnym stopniu mrówkojadem - co więc się stanie?
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Style created by Matej from mStyles modified by Drool
statystyka